Forum Sesje Strona Główna Sesje
Witamy z powrotem!
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy     GalerieGalerie   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

"Królewski mag"

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Sesje Strona Główna -> Zwoje
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Nathan
Potężny
Potężny



Dołączył: 20 Kwi 2006
Posty: 321
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 4/5
Skąd: Płock

PostWysłany: Pią 21:47, 19 Sty 2007    Temat postu: "Królewski mag"

Kolejne z moich opowiadań, napisane pod wpływem przypływu weny. Oby czytało się je wam tak dobrze, jak mi pisało.

Wioska płonęła. Słomiana strzecha zajęła się od pochodni rzuconych przez bandytów. Teraz odziani w łachmany siekali każdego, kto nawinął im się pod miecz. Kobiety, dzieci i mężczyźni padali jak muchy. Wśród tego chaosu na plac w którego centrum stała cembrowina studni wszedł ponad dwumetrowy osiłek. Miał łyso ogoloną głowę i czarną skórzaną opaskę na lewym oku. W przeciwieństwie do reszty miał na sobie ciemnobrązową skórzaną kurtę nabijaną ćwiekami na ramionach. Oparł się o żuraw stojący przy studni i patrzył jak jego ludzie zaganiali ocalałych wieśniaków na plac. O udo oparł sobie naciągniętą ciężką kuszę, której metalowe elementy pokryte były rdzą. Bełtem stukał niecierpliwie w cembrowinę. Grot wydawał cichy, metaliczny brzęk. Poprawił topór tkwiący za pasem i spojrzał chłopów. Kilka bab, dzieciaków i przerażonych mężczyzn kuliło się wokół siebie. Wciągnął głęboko powietrze. Poczuł mdły, lekko słodkawy odór krwi. Dookoła słychać było trzaskający ogień i wycie płonącej żywcem zwierzyny.
-No – warknął herszt, ciągle opierając się o żuraw – Ładnie. Nas nie ma ledwie miesiąc, a wy się spóźniacie z daniną. I co odpowiecie.
Przez grupę przeszedł szmer, nikt jednak nie wystąpił naprzód. Byli zbyt przerażeni. I słusznie. I tym, co robił pojmanym mężczyzna stojący przed nimi krążyły legendy. Nabijanie na pal było tylko początkiem listy. A jak Alamund był w złym humorze, jak teraz…
-I co ja mam z wami zrobić? – zapytał swoim suchym niskim głosem – No, psiakrew, co? Bo tyle kołków dla wszystkich, psia wasza mać, nie mam.
-Zm…zmiłowania prosim – powiedziała jedna z chłopek, tuląca do siebie małą płaczącą dziewczynkę.
-Zmiłowania, do kurwiej nędzy?! Było, ale wyszło. Mówiliśmy, co i gdzie macie zostawiać, psiekrwie? Mówiliśmy? To trzeba było słuchać. Weźcie tą – wskazał na młodą, może dziesięcioletnią dziewczynę. Jego ludzie natychmiast wyrwali ją z ramion matki i zaprowadzili przed oblicze swojego szefa. Ten położył jej rękę na głowie.
-No, młoda – rzekł – Powiedz mi, kto z nich ma zginąć?
-Nnnn…nie, proszę – wychlipała mała.
-Jak nie powiesz, wystrzelam wszystkich.
-Ppproszę, nie.
-Czekam.
-To się naczekasz – odezwał się ktoś za nim.
Alamund odwrócił się powoli. Zmrużył oczy. Zobaczył odzianego na czarno mężczyznę. Był on dość wysoki, miał może sześć stóp wzrostu. Był szczupły, luźna jedwabna koszula była wskasana w wełniane spodnie. Nieznajomy miał ciężkie, podkute metalem skórzane buty. Na jego ramionach kołysał się płaszcz. Gruby pas miał misternie zdobioną srebrną sprzączkę. W ręku trzymał miecz, o ostrzu długim na trzy stopy, w którym odbijały się upiorne refleksy szalejących dookoła płomieni. Jelec był wygięty w stronę ostrza, na gardzie znajdował się herb, na którym widniała biała róża. Rękojeść była na tyle długa, by można ją było chwycić oburącz, wykonana z wypolerowanej kości i zakończona białym kamieniem. Gdy herszt przyjrzał się uważniej, dostrzegł na ostrzu lekko świecące runy. Twarz właściciela miecza była dość przystojna, o młodzieńczych rysach, ogolona, z lekko za długim nosem. Długie włosy były związane w kuc, barwą przypominały krucze pióra. Oczy były różnego koloru, lewe było jasnoniebieskie niczym lód, prawe zaś miało barwę głębokiej czerni, przypominało otchłań. Gdy Alamund w nie spojrzał, po jego plecach przeszły mu ciarki.
-Ha, a ty hultaju czego? – powiedział raźno.
-Ty jesteś Alamund, poszukiwany królewskim listem gończym? – zapytał nieznajomy.
-Ha, więc jesteś łowcą nagród – herszt uśmiechnął się szeroko. W końcu jak jeden człowiek mógł mu zagrozić? Reszta bandytów także zaczęła się szczerzyć. – Kolejnym, który chce mojej głowy.
-Nie, łowcą nagród to ja nie jestem – odpowiedział powoli mężczyzna. Głos miał niski, melodyjny, miły dla ucha.
-Więc pewnie najemnikiem – zgadywał dalej herszt. Z jakiegoś powodu czuł, że zaczyna go to bawić. Samotny mężczyzna napadający na szajkę bandytów. Reszta kamraterii będzie się z tego śmiałą przez lata. Próbowano strzelać do niego z ukrycia, nagłych ataków, zasadzek. Ale coś takiego zdarzyło się po raz pierwszy.
-Nie, to nie to. – zaprzeczył nieznajomy.
-No to…może poborca podatkowy – zakpił Alamund.
-Nie.
-Więc kim, do cholery jesteś?
-Królewska Jednostka Specjalna, zasrańcu – dobiegł go głos za jego plecami.
Herszt obrócił się na pięcie, zdziwiony. Ujrzał celującą do niego kobietę. Była ona dość niska, ubrana w luźne szmaty, o urodziwej twarzy pokrytej pocałunkami słońca. Ciemnozielone oczy lśniły niczym szafiry. Trzymała wymierzony w niego łuk.
-Tak, młody – rozległ się kolejny, kpiący głos po jego lewej – Przysyła nas ten nikt inny, jak jego królewska wysokość.
Alamund obrócił głowę. Ujrzał wysokiego, dobrze zbudowanego mężczyznę o białych jak śnieg, nierówno poprzycinanych włosach. Twarz miał młodą, ozdobioną szerokim uśmiechem. Na czole można było zobaczyć krótkie rogi. Miał na sobie czarne, wełniane spodnie, wysokie skórzane buty tej samej barwy oraz długi postrzępiony płaszcz zrobiony ze skóry o barwie głębokiej czerwieni, z rozcięciem zaczynającym się na wysokości łopatek ciągnącym się do krawędzi. Oczy młodzieńca były czerwone niczym szalejący dookoła ogień. Nie miał żadnej widocznej broni, ale bandyta miał złe przeczucia. A on zawsze ufał swoim przeczuciom. Nigdy go nie zawiodły.
-Ta, stary król ma was dosyć – następny głos, po prawej stronie – więc przysłał nas.
Tym razem oczom Alamunda ukazał się niski, brązowobrody krasnolud. Miał trochę ponad cztery stopy wzrostu, zakuty w kolczugę i z hełmem na głowie. W dłoni trzymał nabitą kuszę, której metalowe elementy lśniły jakby dopiero co były wypolerowane. Grot mierzył w pierś jednego z bandytów, a zza barku wystawała rękojeść topora.
Herszt spojrzał znów na pierwszego z nieznajomych. Zmrużył oko. Zdawało mu się, że za lewym barkiem mężczyzny dostrzegł jakiś niewyraźny kształt.
-No – rzekł mężczyzna uzbrojony w pokryty runami miecz – Wypadało by się przedstawić. Jestem Tybalt, królewski egzekutor.
-A więc starzec przysłał tylko czterech ludzi? – zdziwił się Alamund, lecz usłyszał chrząknięcia ze strony pozostałej trójki.
-Zdefiniuj słowo „ludzi” – powiedział białowłosy mężczyzna – Bo takiego król przysłał tylko jednego.
Trójka mężczyzn ruszyła powolnym krokiem, zaś kobieta strzeliła. Herszt poczuł, jak coś ciepłego rozlewa mu się po ramieniu. Spojrzał na swój lewy bark i ujrzał sterczącą zeń strzałę. Podniósł kusze i strzelił w kierunku idącego ku niemu mężczyźnie. Białowłosy i krasnolud walczyli z pozostałymi bandytami, Alamund zaś nie miał czasu martwić się o nich. Zresztą, jakby taki czas posiadał, to też b nie zwrócił uwagi. Troszczył się o siebie, i jak dotąd dobrze na tym wychodził.
Bełt świsnął w powietrzu, odbił się jednak od bariery otaczającej mężczyznę. Ten przyspieszył kruku i wskoczył na cembrowinę. Herszt wyszarpnął topór i ciął. Księżycowate ostrze minęło rękę mężczyzny o cal. Tymczasem pokryty runami miecz zagłębił się z cichym mlaśnięciem w prawy bark Alamunda. Cios powalił go na kolana. Oszołomiony otworzył szeroko usta i spojrzał w lewo. Białowłosy gołymi rękami zabijał jego ludzi. Wyrywał ręce, broń, gołymi dłońmi odbijał ciosy włóczni i toporów. Śmierć przeciwników zdawała się dawać mu swoistą radość, uciechę z samej rzeźni. Obrócił głowę w prawo i zobaczył, jak topór krasnoluda zagłębia się w korpus ostatniego z jego ludzi, którzy stali na nogach. Nie musiał patrzeć za siebie, wiedział, iż ujrzałby tylko trupy. Poczuł, jakby zasypiał. Tyle, że działo się to o wiele szybciej niż normalnie. Z miecza tkwiącego wciąż w ranie promieniował straszliwy chłód, jednak on już ledwo mógł to poczuć. Stało się to tylko nieistotnym faktem. Ostatnim, czym pamiętał był gorący piasek pod jego policzkiem. Potem nie było już nic.

Tybalt rozejrzał się po placu. Wszędzie walały się martwe ciała, chaty płonęły, a reszta ocalałych chłopów wpatrywała się w niego i w jego towarzyszy z rozszerzonymi, pełnymi strachu oczyma. Spojrzał na dziewczynkę stojącą przed nim i uśmiechnął się łagodnie. Nienawidził zabijać. Ale czasem było to koniecznością. Schował miecz i podszedł do niej. Przyklęknął i wziął ją za ramiona.
-Byłaś bardzo dzielna. Ocaliłaś rodziców. – powiedział.
-Oni…zabili rodziców – odpowiedziała młoda zaschniętym, pełnym bólu głosem.
Tybalt przytulił ją lekko i poklepał po plecach. Wyszeptał kilka słów i dziewczyna zasnęła głębokim snem. Podniósł ją i podszedł do grupy chłopów. Spojrzał na nich.
-Czy ta mała ma tu jakiś krewnych? – spytał głośno.
Po chwili milczenia odezwała się młoda kobieta, o pięknych złotych włosach.
-Jestem jej siostrą, panie.
Bez słowa podał jej dziewczynkę. Ledwie widocznym ruchem ręki wcisnął też jej do reki chudą sakiewkę. Uśmiechnął się przepraszająco i odwrócił się na pięcie. Podszedł do białowłosego.
-Raum, zbierz resztę. Wynosimy się stąd.
-Nie pomożesz im – rozmówca spojrzał wymownie na płonące budynki.
-Pomogę. Ale za chwilę. Najpierw pójdźcie do obozu.
Białowłosy tylko skinął głową. Ręce, aż do łokci, miał pokryte posoką. Idąc, próbował ją strzepać, tworząc na wysuszonej letni słońcem ziemi bajeczne, zupełnie nie pasujące do sytuacji wzory. Krzyknął kilka słów do reszty i odeszli.
Tybalt rozejrzał się po płonących budynkach. Wyciągnął miecz i zaczął kręcić nim młynki nad głową. Zanucił coś pod nosem i począł wyśpiewywać magiczne słowa. Runy na ostrzu rozjarzyły się. Kręcił bronią kilka minut ogień zaś malał stopniowo, aż zniknął całkowicie. Pozostały tylko dymiące zgliszcza i wszechobecny zapach śmierci. Czarodziej odwrócił się i ruszył w stronę obozu rozbitego w lesie. Ruszył do przyjaciół.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Sesje Strona Główna -> Zwoje Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Strona 1 z 1

Skocz do:  

Możesz pisać nowe tematy
Możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001 phpBB Group

Chronicles phpBB2 theme by Jakob Persson (http://www.eddingschronicles.com). Stone textures by Patty Herford.
Regulamin