Forum Sesje Strona Główna Sesje
Witamy z powrotem!
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy     GalerieGalerie   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

Andromeda

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Sesje Strona Główna -> Zwoje
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Nicky
Mędrzec
Mędrzec



Dołączył: 20 Kwi 2006
Posty: 262
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: A takie tam miastko

PostWysłany: Czw 19:33, 14 Wrz 2006    Temat postu: Andromeda

Otóż. Znalazłam w kompie te kilka pierwszych rozdziałów mojej książki pisanej jeszcze w podstawówce. Zastanawiam się, czy ją dokończyć, czy jest ciekawa itp.

Oceńcie.

-------------------------------------------------------------------------

»»»»»»»»

Sara Dandy miała szesnaście lat i jak każdy w tym wieku chodziła do szkoły. Rodzice posłali ją do prywatnej szkoły z akademikiem w Londynie. Na weekendy wracała na farmę do swoich rodziców i brata. Jej młodszy, nieznośny brat był jedynym jakiego miała.
Szkoła Sary nie była jakąś tam powszechną budą, uważano ją za najlepszą prywatną szkołę w całym Londynie. Jedyną widoczną jej wadą okazał się brak dziewcząt. Na całą szkołę liczącą 370 uczniów, jedyną dziewczyną była Sara. Nie przeszkadzało jej to zbytnio, w towarzystwie chłopców czuła się równie dobrze jak wśród dziewczynek. Przyzwyczaiła się do tego. Przyjaźniła się na co dzień z chłopcami, dlatego nauczyła się dobrze grać w piłkę, bić się i (z czego nie była w pełni zadowolona) bluźnić. Robiła to tylko wtedy kiedy ktoś ją wyprowadził z równowagi do tego stopnia, że się trzęsła. Tylko kilka razy zdarzyło się, że nie mogła się opanować.
Jeden z takich przypadków zdarzył się niedawno. Sara lubiła wszystkich nauczycieli, a panią od historii szczególnie. Zmieniła jednak zdanie po zdarzeniach z zeszłego piątku.

»»»»»»»»

Zaczęła się normalna lekcja historii, koledzy z jej klasy jak często się zdarzało zrobili jej psikusa, kiedy usiadła na krześle nadepnęła nogą na diabełka*, który bardzo głośno eksplodował. Wprowadziło to panią w stan histerii. Chłopcy warknęli, że to nie oni tylko Sara, a Sara potwierdziła to próbując jednak dodać, iż oni jej to podłożyli. Pani nie słuchała jej wyjaśnień zaczęła na nią krzyczeć. Chyba nikt jeszcze nie widział Sary tak wściekłej. Podniosła się z krzesła i zaczęła obrzucać wyzwiskami chłopców tłumacząc przy tym, że to ich wina. Historyczkę zamurowało, usiadła i napisała w dzienniku uwagę, iż Sara używa bardzo ordynarnych słów.
Panna Dandy nie zwróciła nawet uwagi na tą naganę, gniewała się tylko całym sercem na kolegów, do których nie odezwała się ani słowem przez miesiąc.

*diabełek - popularny wśród młodzieży, rodzaj petardy który przez zmiażdżenie głośno wybucha, nie powodując żadnych obrażeń

»»»»»»»»

Wracając jednak do samej Sary jak na szesnastolatkę nie była wysoka. Jej włosy sięgały prawie do pasa, ale nigdy ich nie rozpuszczała. Oczy miała barwy prawdziwego morza, koloru tego nie da się opisać słowami. Wygląd jej twarzy, kształt ust, nosa i kolor oczu, prezentował się przepięknie na tle jasno brązowych włosów. Ubierała się skromnie, lecz w swoim własnym stylu. W szkole musiała nosić szkolny mundurek, choć tego stroju nienawidziła. Na co dzień strój jej był zawsze czysty i starannie dobrany. Gdy włosy spinała zielona gumką zakładała zielone skarpetki.
Uczyła się bardzo dobrze, dlatego prawie wszyscy uważali ją za kujona. W rzeczywistości Sara potrafiła bardzo uważnie słuchać tego co mówi nauczyciel i po lekcjach praktycznie w ogóle nie zaglądała do zeszytów. Nie miała problemów z pamięciowym przyswajaniem wiedzy. Nauka wiersza, który miał dwie strony, zajmowała jej kilkanaście minut.
Szczerze mówiąc Sara nie była osobą niezwykłą, wkrótce jednak jej życie miało się diametralnie zmienić.

»»»»»»»»

W pokoju było ciemno jedynym źródłem światła była lśniąca misa stojąca po środku pomieszczenia. W misie było coś niezwykłego, wypełniała ją substancja podobna do mgły. Nad pojemnikiem pochylały się dwie osoby, mniejsza stała jakby za plecami tej większej.
— Widzisz coś pani, coś niezwykłego ?? — zapytał cichy głosik
—Tak widzę. Stoi sama. Ma młode ciało, ale zamknięte serce.— odpowiedział ktoś poważnie.
— Zamknięte, jak to możliwe ??
— Boi się okazywać uczucia, jej ciało nie przeżyje zmian jeśli to się nie zmieni.
— Więc to nie ona ??
— Ona, ale jej serce potrzebuje nauczyciela.
Z rogu pomieszczenia dobiegł dźwięk pukania do drzwi. Do izby wszedł młody chłopiec o jasnych włosach, cały ubrany na biało.
— Właśnie ty jej pomożesz, młody bardzie. — zakończyła rozmowę pani, chowając misę do szafy.

»»»»»»»»

W londyńskiej szkole był środek dnia. Zabrzmiał dzwonek na przerwę. Skończyła się kolejna męcząca lekcja matematyki. Sara nie przeczuwała, że ktoś ją obserwował. Nawet gdyby o tym wiedziała nie przejęła by się tym zbytnio. W każdym razie na pewno nie dzisiaj. Głowa bolała ją do tego stopnia, iż prawie nie była w stanie mówić. Osunęła się na chłodną podłogę.
— Nic ci nie jest dziecko — zapytał pan od Matematyki.
— Strasznie boli mnie głowa — odpowiedziała Sara.
— W takim razie idź do pani pielęgniarki.
— Tak właśnie zrobię, dziękuje.
Wstała i poszła powoli w kierunku gabinetu lekarskiego. Zapukała nikt nie odpowiedział, wzięła za klamkę. Klamka jednak nie ustąpiła, drzwi były zamknięte. Wróciła, więc do klasy i usiadła w ławce. Niebawem do pracowni weszła pani od muzyki i reszta jej klasy. Lekcja odbywała się jakby obok niej, postacie i dźwięki jakby ją omijały. Nagle poczuła piekący ból w klatce piersiowej. Starała się odkaszlnąć, ale nawet zaczerpnięcie oddechu sprawiało jej olbrzymi ból. Powtarzała sobie w duchu, że zaraz lekcje się skończą i pójdzie do domu.

»»»»»»»»

W tym samym czasie do budynku wszedł młody chłopiec i skierował się prosto do sekretariatu. Pani sekretarka ciekawie mu się przyglądała, miał tak nietypowy strój, iż sprawiał wrażenie kogoś nie z tego świata.
— Szukasz czegoś chłopcze — zapytała po chwili.
— Prawdę mówiąc szukam pewnej dziewczynki, Sary Dandy. Wie pani gdzie ona teraz jest ?? — głos jego był tak ujmujący i delikatny iż brzmiał jak królewski. Z wyglądu zdawał się mieć około 20 lat.
— Oczywiście, że wiem. Ma teraz lekcję muzyki w sali naprzeciwko. – zdała sobie sprawę, że nie powinna udzielać takich informacji nieznajomym. Zawstydzona dodała. – A dlaczego jej szukasz ??
Młodzieńca już jednak nie było w sekretariacie, pukał do drzwi sali muzycznej.
— Proszę wejść.— powiedziała pani od muzyki.
Drzwi otworzyły się powoli i twarz młodzieńca wyjrzała zza nich. Wodził spojrzeniem po uczniach jakby kogoś szukał. Jego wzrok dłużej zatrzymał się na Sarze, która prawdę mówiąc nie zauważyła nawet jego przyjścia. Nieznajomy zamknął drzwi i usiadł na ławce w holu tuż przy sali muzycznej.

»»»»»»»»

Sara nie mogła już wytrzymać, czuła jak pomału zaczyna kasłać. Kasłała tak szybko, że prawie nie miała czasu zaczerpnąć oddechu. Po dłoni, którą zakryła usta ściekała krew. Wstała podeszła do kosza stojącego w rogu, pochyliła się nad nim i dalej kasłała. Pani i koledzy z jej klasy, z przerażeniem patrzyli jak wypluwa skrzepy krwi. Niedługo trwał ten atak kaszlu. Dziewczynka poczuła ulgę, wyjęła z kieszeni chusteczkę, którą przetarła usta. Osunęła się na podłogę tuż obok śmietniczki. Wszyscy ją otoczyli, a ona czuła jak zaczyna brakować jej tlenu w płucach. Raptownie drzwi się otworzyły i wszedł młodzieniec, który jej szukał.
— Lepiej będzie jak zaprowadzę ją do pielęgniarki.
Zanim ktokolwiek zdołał coś powiedzieć, wziął Sarę na ręce i wyniósł z pracowni. Sarze było obojętne dokąd idą, chciała mu podziękować, że zabrał ją z klasy, ale nie miała na o siły. Nie poszli do pielęgniarki. Zaraz za rogiem nieznajomy zatrzymał się i posadził ją na ławce.
— Nie bój się, pomogę ci. Na imię mi Virel, mam nadzieję, że nie będziesz się na mnie gniewać za to najście.
Położył rękę na jej brzuch. Zdawało się, że promieniuje jakąś energią. Dziewczynka czuła jak kawałek po kawałku cały ból znika. Po chwili już nic nie czuła.
— Kim jesteś ?? — zapytała. Wiedziała, że najpierw powinna podziękować, ale to było takie niezwykłe. Musiała przecież wiedzieć.
— Nie tutaj. Zaraz skończysz lekcje więc porozmawiamy na dworze.
Sara spojrzała mu się głęboko w oczy. Ona widzi go po raz pierwszy, lecz on wyraźnie dobrze ją zna. Pokiwała jednak głową. Virel wstał, ona też się podniosła. Poszła do klasy po swój plecak.

»»»»»»»»

Nie odpowiadała na żadne z pytań jakimi obrzucili ją koledzy, wzięła tylko tornister i zeszła na dół. Ubrała się i opuściła szkołę. Przez chwilę myślała, że to był tylko sen, ale nie miała już wątpliwości gdy zobaczyła chłopaka siedzącego na ławce przed szkołą. Podeszła szybko do niego, chciała zapytać o tyle rzeczy. Nie zdążyła jednak otworzyć ust.
— Ciekawi cię pewnie co tu robię. Nie wiesz przecież skąd cię znam.
Na wiele z twoich pytań nie mogę udzielić odpowiedzi. Chcę jednak, żebyś wiedziała, że jestem przyjacielem i chcę ci pomóc. Nie wiem czy przyjmiesz moją pomoc. Pamiętaj jednak zjawie się gdy tylko mnie oto poprosisz. — powiedział Virel.
Dziewczynka odwróciła głowę, a kiedy ponownie chciała ją zwrócić w kierunku rozmówcy zorientowała się, że jego już nie ma.

»»»»»»»»

Tej nocy Sara nie zmrużyła oka, nurtowały ją pytania dotyczące chłopca w bieli. Dlaczego był taki tajemniczy ?? Czego od niej chciał ?? W jaki sposób sprawił, że nagle wszystkie jej dolegliwości minęły ?? Co się w ogóle z nią dzieje ??

Nic z tego jeszcze nie wiedziała, ale miała zamiar się dowiedzieć.

»»»»»»»»

Następnego dnia cała szkoła wiedziała już, że Sara zasłabła. Po szkole krążyły plotki o rzekomym romansie nieznajomego i panny Dandy. Wszyscy zarzucali ją pytaniami o tego "przystojniaka". Tłumaczyła im, że on ma imię. Nikt jednak jej nie słuchał, w końcu poddała się i wyczekiwała tylko końca lekcji. Tak bardzo chciała zobaczyć się z Virelem. Nie wiedziała czy go znajdzie, ale chciała przynajmniej poszukać. Kiedy lekcje się skończyły i wyszła na dwór nie mogła uwierzyć własnym oczom, bo przed szkołą stał nikt inny jak on sam. Podbiegła do niego.
—Tak się martwiłam, że ciebie nie znajdę. Skąd wiedziałeś, że chcę z tobą pogadać.— mówiła zaintrygowana.
—Twoje serce mi to powiedziało. — odpowiedział spokojnie.
—Nie żartuj ze mnie, pytam poważnie. Nie jestem małą, głupiutką dziewczynką. Skąd wiedziałeś ??
—Ale ja poważnie odpowiadam.
Sara zamilkła. Czy to możliwe, że On wciska jej zwyczajną ściemę. Była zła i nic już nie powiedziała.
—Moglibyśmy pogadać gdzie indziej, bo tu kilka osób podsłuchuje ?? — zapytał. Rozejrzała się. Zza krzaków wystawały dwie czapki. Zza drzewa wystawał kawałek buta.
—Przepraszam nie zauważyłam ich, to może porozmawiamy u mnie w akademiku.
Nie wiedziała dlaczego, ale mu ufała. Teoretycznie mógł jej zrobić krzywdę. Przyjrzała mu się dokładnie. Przecież nie ma powodu do obaw, to tylko zwykły chłopak. Virel pokiwał głową.

»»»»»»»»

Kiedy znaleźli się w akademiku młodzieniec wrócił do przerwanej rozmowy.
— Chciała byś wiedzieć dlaczego twój organizm ostatnio się tak zachowuje ?? — zapytał.
— Jeśli wiesz dlaczego to proszę powiedz mi. — odpowiedziała szybko nadal gniewając się na niego, po jego ostatniej odpowiedzi.
— Twój organizm przygotowuje się do pewnych zmian. Ten kaszel i ból głowy są skutkami ubocznymi przemiany.
— Skutkami ubocznymi ?? – zapytała zamyślona – Jakiej znowu przemiany ?? Wyjaśnisz mi to, czy nie ?? – spytała rozeźlona
— Tak, twoje serce nie chce się dostosować. Twoja podświadomość je zablokowała, żeby móc spokojnie działać. Powstała pewnego rodzaju blokada, zaburzająca czynności organizmu.
Panna Dandy nic nie odpowiedziała. Zastanawiała się, kiedy ten szeroko uśmiechający się „przystojniak” przestanie z niej kpić. Może i wygląda na lalunie, ale nie jest idiotką.
— Dlaczego nic nie mówisz ?? — głos Virela wyprowadził ją z zamyślenia.
— Rozmyślałam o tym co powiedziałeś. – odparła wymijająco.
— Pozwól mi nauczyć ciebie znowu używać serca.
— Nie wiem czy zauważyłeś, ale nawet jeśli z moim sercem coś nie tak, to udam się do lekarza. Najważniejsze, że mój mózg nadal pracuje. Poszukaj sobie „ładniutkiego, głupiutkiego ciałka” gdzie indziej,
— Dziękuje, za szczerość. Zobaczymy się jutro po szkole.
Zanim zdążyła odpowiedzieć, czy choćby mrugnąć jego już nie było. Sara jeszcze długo wspominała tą rozmowę. Zauważyła, że nieznajomy ma skłonność do pojawiania się i znikania prawie w ułamku sekundy. To nie było normalne. Może to z jej mózgiem rzeczywiście było coś nie tak ??

»»»»»»»»

Tej nocy miała dziwny sen. Stała na jakiejś górze w kamiennym kręgu. Księżyc był w pełni, ale jego światło było jakieś inne. Okalało ją jak obronna ręka Matki, czuła się bezpieczna i taka szczęśliwa. Nagle księżyc wniknął w jej czoło. Poczuła jak całą ją wypełnia błoga rozkosz i gorąco. Czuła jak każdy z jej nerwów drży. Jęknęła.

»»»»»»»»

Obudziła się zmęczona i obolała. Na dworze wstawał właśnie kolejny dzień. Uszykowała się i poszła do szkoły prawie zapominają o tym śnie. Niedługo miał on jednak znowu dać o sobie znać.

»»»»»»»»

Gdy tylko skończyły się lekcje Sara wybiegła na dwór. Była świadoma tego, że Virel będzie na nią czekał. Zaproponował spacer do parku. Czemu miałaby się nie zgodzić ?? Już na miejscu usiedli na trawie pod drzewem.
—Co widzisz ?? — spytał wskazując na jeden z kwiatów rosnący koło nich.
—To kwiatek. – widząc, że oczekuje dłuższej wypowiedzi, dodała po chwili namysłu - Kwiatek, śliczny, delikatny i kolorowy.
—Myślisz, że ma jakieś problemy ??
—Nie ma, bo czym mógłby się martwić. To przecież kwiatek. – spojrzała na niego jak na wariata.
—Ma dużo problemów. – odparł wkładając obie ręce pod głowę i zamykając oczy. – Pomyśl. Musi tak stać i czekać na deszcz, który wcale nie musi spaść. Nie może nic zrobić, gdy ktoś go podepcze, albo zerwie płatek. Niby taki zwykły kwiat, a nieraz wie więcej niż ludzie.
—Niby co ??
—Wie, że nie wolno żyć w ciągłym stresie, trzeba cieszyć się życiem, które jest przecież takie krótkie. Ten zwykły kwiatek ufa całym sercem, że gdy będzie mu się chciało pić spadnie deszcz. Wierzy, że nie jest sam i ktoś się nim opiekuje. A czy ty wiesz co to jest zaufanie ?? – Sara spojrzała na niego gniewnie.
—Nie potrafię tego określić słowami, albo się komuś ufa albo nie i tyle. – odfuknęła.
—Zaufanie jest to coś bardzo ważnego. – Virel kontynuował swój, właściwie, monolog. Spojrzał w niebieskie słoneczne niebo – Zaufanie jest to wiara. Powierzanie swoje własności innej osobie lub rzeczy.
—Rzeczy ?! O czym ty mówisz ?? Przecież rzecz nawet nie będzie zdawała sobie sprawy, że ktoś obdarza ją zaufaniem.
—I tu się mylisz. – odchylił się od pnia i spojrzał jej w oczy. – Jeśli zaufamy jakiejkolwiek osobie lub rzeczy ona to czuje i obdarza nas takim samym zaufaniem. Wstań na chwile. – Sarę zaskoczyła ta prośba, ale wstała. – Odwróć się tyłem do mnie i upadnij na ziemię.
Dziewczynka była bardzo zdziwiona, ale po kolei wykonywała polecenia. Chciała sprawdzić o co mu chodzi, a poza tym ta wymiana zdań ją zaintrygowała. Odwróciła się, zamknęła oczy i upadła. Jednak nie zderzyła się z ziemią. Virel ją złapał.
—Widzisz, zaufałaś mi. Chciałbym żebyś zawsze mi ufała. Dobrze na dzisiaj wystarczy. Zobaczymy się jutro.
Stojąc pewnie na ziemi, nawet nie próbowała się odwrócić. Wiedziała, że dawno już go tam nie ma. Po prostu poszła do domu, starając się nie wyrwać sobie włosów z głowy i klnąć na głos. Czego on od niej do cholery chciał ??

»»»»»»»»

Virel, choć trudno uwierzyć, że za każdym razem jakoś ją do tego namawiał, udzielał jej lekcji przez kolejne dwa tygodnie. Uczył Sarę obdarzać zaufaniem takie rzecz jak kwiat czy chmurę. Kiedy człowiek otrząsnął się już z absurdu jakim były te czynności, była to nawet fajna zabawa. Dziewczynka dobrze dawała sobie z tym radę. Chyba nawet polubiła tego „dziwaka, przystojniaka” jak nazywała go w myśli.

»»»»»»»»

Któregoś razu udało jej się skierować rozmowę z „tematu lekcji” na Virela.
—Ufam ci i wiem, że mnie nie skrzywdzisz. Dużo nad tym wszystkim myślałam. Nie mam zielonego pojęcia jakie zmiany muszę przejść. Miesiączkę dostałam rok temu, może chodzi o to, że mają urosnąć mi piersi ?? Nie mam tylko pojęcia skąd ty niby możesz o tym wiedzieć ??
—Kiedyś śnił ci się księżyc, możesz mi opowiedzieć ten sen.
—Ona świeciła, a potem wnikła w moje czoło. — Kiedy tylko zdarzyła skończyć to zdanie, zdała sobie spraw, że bredzi głupoty. Skąd on wiedział o jej śnie ?? A poza tym przecież śnił jej się księżyc a nie kobieta. Gubiła się w tym, a złość w niej rosła.
—Nazwałaś księżyc określeniem kobiety, to dobrze. – uśmiechnął się, a cała jej złość prysła jak bańka z mydła. – Posłuchaj Bóg jest jeden to wiedzą wszyscy, lecz w nim jest i kobieta i mężczyzna. Moja wiara uważa, że ta żeńska strona twojego Boga ukazuje się w księżycu, a męska w słońcu. Istnieje szkoła w której uczymy się szanować przyrodę i obie Boskie natury. Kobiety szkolą się tam na kapłanki, a mężczyźni na bardów. Kapłanki uczą się leczyć i uprawiać rośliny. Bardzi uczą się gry na instrumentach, śpiewu i wszystkich prac przydatnych w naszym życiu. Ja jestem bardem. Mieszkam w Świecie Wewnętrznym, udałem się jednak do Świata Rzeczywistego, aby sprowadzić ciebie do naszej szkoły. Od 13 wieków nie przyjmujemy do siebie nikogo z zewnątrz, ty będziesz pierwsza. Twój duch pochodzi od nas i musi tam powrócić, lecz ostateczna decyzja należy tylko do ciebie. – przerwał na chwile i rozejrzał się dookoła, jakby kogoś słuchał. – Za dwa dni wyruszam w drogę powrotną, od ciebie zależy czy pójdziesz ze mną. Podejmij decyzją. Kieruj się tylko i wyłącznie sercem, bo w nim twoja jedyna nadzieja. – umilkł, a Sara nieodwracający głowy wiedziała, że już go tam nie ma.

»»»»»»»»

Dziewczynka została sama ze swoimi myślami. Czy to możliwe, żeby miała zostać kapłanką ?? Kapłanką ludu o którego istnieniu nikt nie wiedział ?? Czy takie jest jej przeznaczenie ?? A może Virel jest po prostu oszustem i próbuje nakłonić ją do wstąpienie do sekty ?? Tak, to było bardziej logiczne rozwiązanie. Tylko skąd wiedział o jej śnie, o którym nawet ona zapomniała ??
Zbliżał się weekend i Sara wracała na farmę. Miała tylko dwa dni na podjęcie tak ważnej decyzji. Nie wiedziała co ma sądzić. Kim był Virel ?? Czy naprawdę powiedział jej prawdę ?? A może to po prostu zboczeniec i chce ją wykorzystać ??

»»»»»»»»

Podróż pociągiem zdawała się chwilą. Widziała swoją rodzinę jakby poprzez mgłę. Czy potrafiłaby ich zostawić ?? Gdy tylko weszła do swego pokoju nawet fakt, że był on w jej ulubionym zielonym kolorze, nie poprawił jej humoru. Położyła się spać.
Znowu śnił się jej księżyc. I pozostawił po sobie te same uczucia.

»»»»»»»»

Weekend mijał, a ona nadal nie zdecydowała co zrobić. W pociągu powrotnym do Londynu zrozumiała, że sam fakt, że tak długo się zastanawia musi coś znaczyć. Wiedziała już co zrobi.

»»»»»»»»

Szkoła już dawno się skończyła, ale Sara jej nie opuściła. Wiedziała, że na zewnątrz czeka Virel. Tak naprawdę, nie była do końca pewna decyzji, którą podjęła w pociągu. Serce zarazem chciało wiedzieć wszystko o tym intrygującym Świecie Wewnętrznym, ale rozum nie chciał jej na to pozwolić. Wyproszona w końcu przez woźną, zrezygnowana, wyszła. Wychodząc na dwór znów nie wiedziała czy pojechać. W jednym przynajmniej miała rację. Czekał na nią. Siedział na ławce i przyglądał się zachodzącemu słońcu. Wyglądał pięknie na tle kolorowej łuny. Jej serce drgnęło, a ciało przeszył znajomy już dreszcz pożądania. Sara uświadomiła sobie, że ten chłopiec nie jest już dla niej tylko przyjacielem.
—Przyszłaś, ale czy podjęłaś decyzję ?? — zapytał gdy tylko się zbliżyła, nawet nie odwracając głowy.
—Tak. Wiem już co zrobię. — sama nie rozumiała powodów swojej odpowiedzi, ale dodała — Jadę z tobą.
—Jesteś pewna swojego wyboru, później już nie będzie odwrotu. – nadal nawet na nią nie spojrzał. Sara pomyślała, że jest idiotką decydując się na coś takiego. Jemu przecież nawet na niej nie zależy.
—Jestem pewna. — Nie była to do końca prawda, ale chciała usłuchać jego rady. Kierować się tylko sercem, a ono chciało jechać. Chciało być jak najbliżej Virela.
—Dobrze więc nie traćmy czasu, im prędzej wyruszymy tym prędzej dojdziemy. – podniósł się z ławki, leniwie się przeciągając.
—Znaczy, że idziemy na pieszo ?? – spytała zaskoczona Sara.
—Nie. Najpierw pojedziemy autobusem, później pojedziemy konno. Do przystanku musimy jednak dojść sami. – spojrzał na nią i uśmiechnął się lekko, a dziewczyna zadrżała.
—Jeśli mamy pojechać konno to musisz mieć konie. Gdzie je zostawiłeś ?? – spytała zaintrygowana, bo nigdy nie widziała żadnego żywego.
—Nie mam koni. – odparł tylko i odszedł wolnym krokiem w kierunku przystanku.
Panna Dandy nie rozumiała nic oprócz tego, że nie ma sensu ciągnąć dalej tej rozmowy. Nie pytała czy musi coś ze sobą wziąć, prawdę mówiąc nawet o tym nie pomyślała. Virel niósł swój plecak, ale jej tornister nie był już do niczego potrzebny. Oparła go przy ławce i pobiegła za „przystojniakiem”.

»»»»»»»»

Mieli szczęście gdy tylko doszli do przystanku, podjechał autobus. Czas podróży dłużył się. Lepiej rozmawiać niż się nudzić, więc rozpoczęła konwersację, na pierwszy temat jaki wpadł jej do głowy.
—Powiedz szczerze naprawdę miałam wybór ?? — zapytała cicho.
—W moich oczach tak, nie miałem zamiaru cię do niczego zmuszać.
Gdybyś powiedziała, że zostajesz nie namawiałbym cię dalej. — to co powiedział było części prawdą, ale nie przyznał się jej wtedy, że gdyby wrócił sam stracił by życie. Sara spojrzała w okno zastanawiając się nad jego słowami. Czy rzeczywiście mogła dokonać innego wyboru ?? I czy ten był właściwy ?? Miała coraz cięższe powieki, aż w końcu zasnęła.

»»»»»»»»

Obudził ją Virel, ponieważ musieli już wysiadać. Dawno minęli granicę Anglii. Sara podejrzewała, że znajduje się gdzieś w Szkocji. To powietrze. Tak, to musiała być Szkocja. Autobus zatrzymał się przy niewielkiej wiosce, otoczonej ze wszystkich stron lasem. Kiedy wysiedli skierowali się w stronę południa, a księżyc leniwie oświetlał im drogę. Las był ciemny i bardzo gęsty. Miał jednak małe polanki dzięki którym, choć część, światła gwiazd i księżyca oświetlały im drogę. Sara nie przyzwyczajona do takich wędrówek, szybko opadła z sił. Virel zarządził postój na jednej z polanek, aby dać jej odpocząć.
—I dokąd teraz ?? — zapytała po chwili dziewczynka, kiedy oddychała już płynnie i równomiernie.
— Już niedaleko, jeszcze tylko z tydzień jazdy konno.
—Tydzień ?! – spytała wstrząśnięta – I to ma być niedaleko ??
—Dzisiaj przenocujemy tutaj. – wyglądało na to, że zignorował jej oburzenie – Zostań tu, a ja pozbieram trochę chrustu.
Poszedł i zostawił ją samą ze swoimi myślami. Długo go nie było, a księżyc już blednął. Sara zaczynała się martwić, gdy na polankę dumnie wkroczyły dwa dzikie konie i Virel.
—Zobacz kogo spotkałem w lesie. — powiedział jakby nigdy nic, wskazując na większego konia — To mój znajomy z dzieciństwa Kornan, a to jego młodszy brat Kranan.
—Skąd wiesz, że one tak się nazywają ?? – spytała zdumiona, podchodząc ostrożnie w kierunku zwierząt. – Rozmawiasz z nimi czy co ?! – zakpiła i roześmiała się, a konie niepewnie się odsunęły.
—Widzę, że pora na kolejną lekcje. – odparł Virel smutno i usiadł na trawie po turecku. Zaczekał, aż Sara wzruszając ramionami również usiadła. – Mimo, iż ludzie czy zwierzęta mówią innym językiem, rytmy bicia ich serc oraz sploty ich myśli tworzą te same wzory. Dlatego właśnie, ludzie którzy potrafią słuchać i znają ten wzór, rozumieją ich. Zapytasz pewne jak poznać ten wzór, wystarczy, że wsłuchasz się w rytm swojego serca, a będziesz mogła rozmawiać z kim tylko chcesz.
Z doświadczenia wiedziała już, że jego rady, mimo iż absurdalne, były choć trochę trafne. Ciekawość trawiła ją od wewnątrz, więc o nic więcej nie zapytała. Zamknęła oczy i zaczęła słuchać własnego serca. Biło miarowo i rytmicznie. Nie było w tym dźwięku nic niezwykłego. Nagle usłyszała czyjś głos i zdenerwowana otworzyła oczy, chcąc skarcić Virela, że jej przerywa.
—Nie powiedziałeś, że twoja przyjaciółka jest taka ładna. — stwierdził ktoś i na pewno nie był to Virel. Chłopak miał zamknięte usta i uśmiechał się tajemniczo. Sara się rozejrzała, lecz nie widziała nikogo nowego. Na polanie byli tylko ona, on i dwa konie.
—Moje gratulacje, udało ci się za pierwszym razem. — dziewczynka odwróciła się gwałtownie, to był głos „przystojniaka”, ale on nawet nie poruszył ustami !! — Jesteś bardzo pojętą uczennicą, rzadko komu udaje się to w pierwszym tygodniu ćwiczenie, a o kimś komu udało by się po pierwszym razie, nie słyszałem nigdy. Naprawdę jesteś wyjątkowa.
—Znaczy, że to słyszę, ale ty tego nie mówisz — zdała sobie sprawę jak głupio to brzmi, po czym otworzyła szeroko oczy ze zdumienia. Wyraziła swoją opinię, a jej usta nadal się nie poruszały.
—Tak – odpowiedział i roześmiał się szczerze i głośno, a konie zawtórowały mu rżeniem. – Powinniśmy wszyscy odpocząć przed dalszą drogą. – stwierdził gdy się już uspokoiliśmy. Nikt nie protestował, bo wszyscy byli bardzo zmęczeni.

»»»»»»»»

Virel rozpalił ogień i zjedli trochę owoców. Sara chciała już iść spać, gdy uświadomiła sobie, że nie ma nawet koca. Jakby w odpowiedzi chłopak wyjął z plecaka dwa koce. Jeden zwinął w rulon jako poduszkę. Drugi położył obok. Wskazał ręką na tak przygotowane posłanie.
—Tu będziesz spała, ja popilnuje ognia. – uśmiechnął się do niej, poczym usiadł przy ogniu, plecami do niej.
Dziewczynka położyła się, i niepewnie nakryła kocem. Zmęczona podróżą zasnęła prawie natychmiast.

»»»»»»»»

Kiedy się obudziła pozostali byli już gotowi do drogi. Wstała, byli tak zajęci, że nawet nie zauważyli, że się obudziła.
—Dzień dobry wszystkim. — zagadnęła, przeciągając się leniwie. Reszta, aż podskoczyła.
—Wstałaś już to dobrze. Zostawiliśmy ci trochę owoców. Zjedz i wyruszamy. — Virel przestał na chwile mówić, robiąc przy tym minę jakby ktoś mu o czymś przypomniał. – Umiesz jeździć konno ?? Nawet jeśli nie to wystarczy , że będziesz się trzymać Kranana. Nie bój się on ci nie zrobi krzywdy. Panna Dandy uwierzyła mu na słowo. Zjadła szybko kilka owoców. Chłopiec pomógł jej wsiąść na konia. Wyruszyli.

»»»»»»»»

Kiedy Sara wspominała tę chwile zawsze powracało do niej to uczucie. Uczucie wolności i szczęścia. Mawiała później często, że jazda konna należy do najprzyjemniejszych rzeczy na świecie. Jadąc podziwiała przepiękne widoki. Przejeżdżali koło jeziora lśniących w słońcu lub księżycu, łąk obsypanych grubo kwiatami i pagórki z trawą falującą niczym morze. Mijali domy i miasta, lecz ciągle byli jeszcze daleko od celu.

»»»»»»»»

Minęły dwa dni. W ciągu których zatrzymywali się tylko na posiłki i nocowali pod gołym niebem. Trzeciego wieczoru Sarę zaczęło nurtować pewne pytanie. Wiedziała już, że Virel ma tylko dwa koce. Ona miała jeden pod głową, a drugim się przykrywała. Ani razu nie widziała chłopaka śpiącego. Czy on w ogóle sypiał ?? Postanowiła z nim o tym porozmawiać przy najbliższej okazji. Okazja ta nadarzyła się jeszcze tego samego wieczoru. Kiedy Virel jak co dzień wyjmował koce z plecaka.
—Masz tylko dwa koce prawda ?? — zapytała niby od niechcenia.
—Tak, a dlaczego pytasz.
— Ponieważ ja wykorzystuje obydwa, a ty nie masz żadnego ?! Czy ty w ogóle sypiasz, czy tylko stróżujesz ?? – odpowiedziała jej tylko cisza. – W takim razie, od teraz sypiamy na zmianę.
—Nie. — powiedział tylko jedno słowo i wyglądało na to, że chce jak najszybciej zakończyć tę rozmowę. Sara nie zamierzała jednak dać za wygraną. Była już naprawdę poddenerwowana.
—Niby dlaczego nie ?! Myślisz, że sobie nie dam rady ?? Słyszysz ?? Odpowiedz do kurwy nędzy !! – była wściekła, ale tylko dlatego, że się o niego martwiła. On jednak odwrócił głowę i milczał. – Nie traktuj mnie jak dziecka !! - odfuknęła. Nie wiedziała dlaczego ale zupełnie się rozkleiła, łzy zaczęły spływać jej po policzkach odwróciła się i bez słowa poszła spać. Nie wzięła jednak ani jednego koca, zostawiła je na środku, pod nogami Virela.

»»»»»»»»

Gdy tylko zasnęła Virel przykrył ją kocem, a drugi włożył jej pod głowę. Zastanawiał się dlaczego tak zareagowała. Nie chciał się z nią przecież kłócić. Nie miała racji. Sypiał, zasypiał zawsze jako ostatni, ale sypiał. W nocy jest mu trochę zimno, ale woli to niż patrzeć jakby było zimno Sarze, nie przyzwyczajonej, w przeciwieństwie do niego, do takich warunków. Spojrzał na nią, wyglądała tak ślicznie w świetle księżyca.

»»»»»»»»

Sara obudziła się w nocy, wszyscy już spali. Wzięła jeden z kocyków i na palcach podeszła do Virela. Bard drżał z zimna.
-Pff !! A nie chciał wziąć koca !! – wyszeptała.
Poczym nakryła go delikatnie, aby go nie obudzić. Przecież nie musiała mieć poduszki, równie dobrze mogła spać na ziemi, jak on. Zasnęła spokojna i uśmiechnięta.

»»»»»»»»

Kiedy Virel rano wstał zdziwiło go, że zsunął się z niego koc. Na początku był wściekły, chciał obudzić Sarę i na nią nakrzyczeć. Przeszło mu jednak gdy zauważył iż dziewczyna uśmiecha się przez sen. Nie rozumiał jej.
-W ogóle nigdy nie zrozumiem kobiet. – powiedział pod nosem i poszedł szykować wszystko do dalszej drogi.

»»»»»»»»

Mijał szósty dzień podróży, wszyscy byli bardzo zmęczeni, bo od rana nie mieli postoju, a słońce zaszło już jakiś czas temu. Virel uśmiechał się jednak od ucha do ucha.
—Co cię tak cieszy ?? — zapytała Sara zirytowana. – Rozbijmy w końcu obóz, albo zemdleję ze zmęczenia. – warknęła.
—Cieszę się, bo dzisiejszą noc spędzimy już w Świecie Wewnętrznym. – powiedział niewinnym tonem.
— To znaczy, że już dojerzdzamy ?? – dziewczyna uniosła się, wyciągając szyję.
—Tak. Zaraz zobaczysz wioskę Manchołów.
—Manchołów ?! Kim znowu są ci Manchołowie, co ??
—To prastary lud mieszkający na skraju światów. Nie zatrzymają nas, bo mnie znają, gdybyś jednak jechała tędy sama...
Virel chciał chyba coś dodać, ale w tym właśnie momencie zza lasu wyłoniła się przepiękna łąka na jej środku rosło wysokie drzewo. Dziwne w tym widoku było to, że nie można było dostrzec końca tej łąki. Virel zatrzymał się w miejscu i zsiadł z konia, podając rękę do Sary, aby ta uczyniła to samo. Pożegnali się ze zwierzętami serdecznie, bo te nie chciały przekroczyć granicy łąki. Potem, wolnym krokiem, ruszyli w kierunku drzewa. Drzewo roztaczało dziwną aurę, dziewczyna nie mogła jej zrozumieć. Bard dotkną ręką drzewa, a drugą podał Sarze.
—Jestem bardem ze Świętej Krainy !! Bramo przepuść mnie !! — wykrzyknął co sił w płucach.
Sara poczuła olbrzymie szarpnięcie za jedną z nici myśli. Straciła przytomność i osunęła się na kolana. Virel pozwolił jej upaść, nie puścił jednak jej ręki, ani nie przerwał połączenia z drzewem. Pozwolił, aby jego Wiekuiste Myśli badały głąb jego duszy. Po skroniach ściekały mu krople potu, lśniące w świetle księżyca niczym krople srebra.

»»»»»»»»

Oderwali się od ziemi i jakby wciągnięci do wnętrza drzewa, wirowali.

Podróż wydawała się mu wiecznością, tak jak i za pierwszym razem, trwała jednak mniej niż mrugnięcie powiek. Zanim się obejrzał stał już na brzegu wielkiego jeziora. Opadł bez sił na trawę i położył głowę Sary na swoich kolanach.
-Udało się. – wyszeptał i zmrużył oczy od łuny księżyca. Kilku krotnie większego niż w Świecie Zewnętrznym.
Siedział tak i czekał. Nie długo potem, wędrówka księżyca dobiegła końca, a jego miejsce zajęło słońce.

»»»»»»»»

—Witaj w Świecie Wewnętrznym Saro. — głos dobiegł do niej tak wyraźnie jakby dosłownie kazał jej otworzyć oczy.
Stała wsparta na ramieniu Virela, a wkoło nich stali ludzie. Wszyscy ubrani byli albo na biało albo na szaro. Byli młodzi i starzy. Uśmiechnięci i poważni. Mężczyźni i kobiety. Wśród tych licznych strojów, wyróżniał się tylko jeden kolorowy. Był to błękit przepięknej sukni, a pani nosząca tę suknie jaśniała jak zorza. Virel ukląkł przed nią.
—Dobrze się spisałeś młody bardzie. Oglądałam twe poczynania w Czarze Prawdy. Za twe starania czeka cię nagroda, a teraz odejdź. — przemówiła pani. Głos jej był delikatny, ale stanowczy, nie znoszący sprzeciwu. Bard bez słowa wstał i odszedł, nawet się ze mną nie pożegnawszy. — A ty Saro, choć za mną musimy porozmawiać. — przemówiła ponownie pani, po czym nawet nie czekając na jej reakcję skierowała się w kierunku ogromnego zamku stojącego niedaleko na wzgórzu.

»»»»»»»»

Sara wstała i poszła za dziwną panią w niebieskiej sukni. Kiedy szła wszyscy się na nią patrzyli jakby była od nich lepsza, ze wzrokiem pełnym zazdrości i goryczy. Nie wiedziała co ja czeka, miała tylko nadzieje, że będzie to coś lepszego od tego co zostawiła daleko za sobą.

-------------------------------------------------------------------------



No i co wy na to ?? Ma być "cdn" ??
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Elminster
Podróżnik
Podróżnik



Dołączył: 07 Cze 2006
Posty: 140
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 1/5
Skąd: Cienista Dolina

PostWysłany: Czw 20:28, 14 Wrz 2006    Temat postu:

Niezłe,Niezłe,Niezłe,Niezłe i jeszcze raz Niezłew tak jak wszystko co piszesz. moim zdaniem powinnaś to dokończyć.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
DarkShadowofAngel
Mag Nowicjusz
Mag Nowicjusz



Dołączył: 24 Kwi 2006
Posty: 81
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Płock

PostWysłany: Pią 0:05, 15 Wrz 2006    Temat postu:

Słońce Ty moje, toś Ty tego jeszcze nie dokończyła Exclamation Question Exclamation
Przecież ja czytałam to będąc jeszcze w gimnazjum Exclamation A przecież ja już skończyłąm liceum. Chcesz mi powiedzieć że przez ponad 3 lata nie dokończyłaś tego jeszcze.
Elminster ma racje powiinaś to dokończyć i to już dawno Exclamation
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Nicky
Mędrzec
Mędrzec



Dołączył: 20 Kwi 2006
Posty: 262
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: A takie tam miastko

PostWysłany: Pią 7:41, 15 Wrz 2006    Temat postu:

Nie dokończyłam, bo zabrałam się za Paradice. Ale widzę, że dokończe. Potrzebuje teraz tylko weny.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Sesje Strona Główna -> Zwoje Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Strona 1 z 1

Skocz do:  

Możesz pisać nowe tematy
Możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001 phpBB Group

Chronicles phpBB2 theme by Jakob Persson (http://www.eddingschronicles.com). Stone textures by Patty Herford.
Regulamin