Forum Sesje Strona Główna Sesje
Witamy z powrotem!
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy     GalerieGalerie   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

"W poszukiwaniu Jedności"

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Sesje Strona Główna -> Zwoje
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Nathan
Potężny
Potężny



Dołączył: 20 Kwi 2006
Posty: 321
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 4/5
Skąd: Płock

PostWysłany: Śro 12:28, 12 Lip 2006    Temat postu: "W poszukiwaniu Jedności"

No więc chcę zacząć serię opowiadań. Narazie udało mi się napisać prolog, niemniej postaram się dodawać nowe rozdziały mniej więcej raz na miesiąc. Zapraszam do czytania, komentować proszę w temacie "W poszukiwaniu jedności"- krytyka

Prolog

Mówiono że do miasta wszedł północną bramą, drogą prowadzącą z zakazanych królestw. Objuczonego siwego konia prowadził za uzdę. Odziany był w czarny kaftan nabijany srebrnymi ćwiekami, zgodnie z południową modą, szczelnie otulał się płaszczem chroniąc się przed kąsającym zimowym chłodem. U jego pasa wisiał długi na trzy stopy miecz. Włosy nieznajomego były długie, miały barwę kruczych piór. Jego oczy miały stalowoszarą barwę. Nieznajomy był wysoki, ale i szczupły. Jego ruchy kojarzyły się z ruchami kota.
Skierował swe kroki w dół ulicy aż dotarł do jednej z lepszych karczm w Teris, gospody „Pod Pękniętą Tarczą”. Posłuchał chwilę odgłosów wesołej zabawy dochodzących z wnętrza karczmy. Ruszył dalej wzdłuż ulicy, na końcu której mieściła się wieża czarodzieja, maga zwanego w okolicy Krukiem. Gdy dotarł pod wysoką iglicę przyjrzał się jej.
Wieża wznosiła się na wysokość czterech pięter i była zakończona szpiczastym dachem. Na pokrytym dachówkami dachu siedziało kilka kruków. W oknie na drugim piętrze jaśniała świeca.
Nieznajomy zapukał głośno i odsunął się kilka kroków w tył. Usłyszał szybki bieg po schodach po czym dźwięk odsuwanego rygla. Drzwi otworzyły się i stanął w nich właściciel wieży. Odziany w ciemnobrązowe szaty wysoki mężczyzna wpatrywał się w nieznajomego z rozszerzonymi oczami. Miał długie, ciemnobrązowe włosy, przenikliwe zielone oczy.
-Na…Nathan-wyszeptał.
Człowiek nazwany Nathanem uśmiechnął się po czym spytał:
-Tylko tyle masz mi do powiedzenia po piętnastu latach, Berdanie?
Padli sobie w ramiona. Na chwilę. Berdan odsunął się i poprawił szatę. Zlustrował przyjaciela wzrokiem po czym spojrzał na jego siwka.
-Lepiej powiem służbie żeby zaprowadziła go do stajni. Jest za zimno na rozmowy na zewnątrz. –uśmiechnął się i pociągnął za sznurek przymocowany obok framugi drzwi. Po chwili obok niego stanął młodzieniec odziany w proste, czarne liberie. Właściciel wieży wydał kilka poleceń po czym ruchem ręki zaprosił Nathana do środka.
Wnętrze wieży, a przynajmniej pierwsze jej piętro było kamiennym kołem, z drewnianą podłogą, kominkiem w którym raźno płonął ogień i schodami prowadzącymi na górę. Przed kominkiem stały dwa fotele, obok każdego nisko stolik. Meble, choć proste, były porządnie wykonane. Berdan usiadł w jednym z foteli po czym ruchem ręki zaprosił gościa by ten uczynił to samo. Milcząc Berdan uważnie przyjrzał się Nathanowi. Jego spojrzenie było pełne smutku.
-A więc to prawda, co mówili. –rzekł po chwili.
-A co mówili? – zainteresował się Nathan
-Młodo wyglądasz.
-A więc o to chodzi.-zasępił się gość.
-Mówię o człowieku który złożył przysięgę pod Yggdrasilem, drzewem świata, że nie odejdzie póki nie pomści swoich przyjaciół. O człowieku który wyszedł żywy z lasu Drass, o człowieku który skazał się na walkę póki nie osiągnie celu…O przyjacielu, od którego wieści nie miałem od czasu naszej wyprawy do ruin Ar’Zakir. O przyjacielu niewidzianym od trzydziestu lat.
Nastąpiła chwila milczenia. Nathan przetarł czoło po czym spojrzał Krukowi w oczy.
-Robiłem co musiałem – rzekł po chwili – Kiedyś opowiem ci o mojej tułaczce po Martwych Ziemiach, po Zakazanych Królestwach, może opowiem ci o treningu, który przeszedłem na północy, o zmianach jakim został poddany mój organizm. – gość spuścił głowę – Ale nie dziś. Ten którego ścigam zyskał znaczną potęgę. Zebrał armię. Teraz czeka.
Berdan ściągnął brwi:
-O czym ty mówisz. Morrtim zniknął dziesięć lat temu, po tym nieudanym przewrocie w Karvit. Wszyscy myśleli że nie żyje…podobnie jak ty.
-On nie umrze ot tak. Podobnie jak ja jest odpory na upływ czasu – rzekł Nathan. – Jest magiem tak jak ty, do tego związał swoje życie z czarnym smokiem z Gór Ognia. Zanim to zrobił ciężko było go zabić. Teraz będzie jeszcze trudniej.
-Ale gdzie on się ukrywa? Nigdzie na tym świecie nie ukryłby ogromnej armii. Przecież armia musi jeść, pić, trzeba ją uzbroić…
-Mówisz o ludzkiej armii. – przerwał gość – Tymczasem on zebrał gobliny z Gór Południowych, orków z Wielkiej Równiny, olbrzymów ze Szczelin Świata. Udomowił vywerny, przeciągnął na swoją stronę kilku magów. To przygotowania na dużą skalę, przyjacielu. Szkodziłem mu jak tylko mogłem, ale teraz będę potrzebował pomocy.
-Czyjej? – mag wstał, odszedł do szafym po czym wrócił z wielką mapą. Służący jak na zawołanie pojawili się z wielkim stołem. Ustawili go przed kominkiem, gdzie czarodziej postawił mapę.
-Ludzie są podzieleni – zaczął. – Ervil z Karvit kłóci się z Wolfgangiem z Golstein o pas ziemi. Elfy zamknęły się w swoich lasach, Krasnoludy z Bodrix niechętnie patrzą na wszystkich władców. Królestwo Reven kłóci się ze wszystkimi, o tych mniejszych księstwach wolę nie wspominać.
-Dlatego trzeba ich zjednoczyć. – powiedział krótko Nathan.
-Jak?
-Każ służącym przenieś moje juki. I zwiń tę mapę.
-Po jakie licho?
-Po prostu mi zaufaj, dobrze?
Po minucie Nathan grzebał w swoich jukach, mag popijał wino, zastanawiając się co też jego przyjaciel znalazł przez te trzydzieści lat. Berdan zawsze pamiętało jako wesołego, młodego wojownika, teraz zaś stał przed nim stary, dobrze wyszkolony wojownik który niejedno przeżył. Stał przed nim ktoś kto stracił rodzinę gdy był dzieckiem i został wychowany przez najemnika. Ktoś, kto niegdyś umiał cieszyć się życiem dopóki szalony mag nie wybił jego kompani by dorwać go i zabić, tylko dlatego że jego ojciec próbował przeciwstawić się magowi.
-Mam - rzekł triumfalnie Nathan po czym na stole rozłożył wielką, stara mapę.
-To mapa sprzed pięciuset lat. –rzekł – Pokazuje, ze byliśmy jednym królestwem.
-I co z tego? – mag podejrzliwie zerknął na swego gościa – Żaden z władców nie odda swego tronu tylko dlatego że jakiś przybłęda pokaże im starą mapę.
-Mapę nie – Nathan uśmiechnął się lekko – Ale zbadałem ruiny w lesie Drass. Odczytałem zapiski na murach zniszczonego Khara’Khon. Wiem, gdzie może być Altir.
-Altir? – mag zaśmiał się – Altir to tylko legenda, bajka dla dzieci. Dałeś się zwieść mitom i zabobonom prostego ludu, przyjacielu.
Nathan wyciągnął rękę i pokazał Bardenowi pierścień. Mag zmrużył oczy i próbował przyjrzeć się znakowi na sygnecie. Gdy dostrzegł godło zaparło mu dech w piersiach.
Na pierścieniu widniał znak młota i złamanego kowadła na tle płomienia.
Znak Demnira.
Kowala, który według legendy trzy tysiące lat wcześniej wykuł Altira, miecz królów.
Pierścień mógł być podrobiony, ale mag czuł promieniującą od niego magię. Był to wyraźny podpis samego właściciela, Demnira Złamanego Kowadła, legendarnego kowala. Do tej pory Berdan uważał, że historia o legendarnym kowalu i wielkim królestwie to tylko bajki prostego ludu. Teraz jednak Nathan pokazał u znak który wyraźnie wskazywał na to, że to królestwo rzeczywiście istniało.
-Jakim…jakim cudem? – spytał po chwili, nie mogąc napatrzyć się na pierścień.
-Znalazłem pierścień kierując się wskazówkami w elfach grobowcach. Ten sygnet znalazłem w kurhanie na Polach Rzezi rok temu. Udało mi się też ustalić, gdzie znajdziemy miecz.
-Jeśli to co mówisz jest prawdą…
-Jest – wtrącił Nathan
-…to musimy odnaleźć to ostrze. Od tego może zależeć los nas wszystkich.
-Dlatego przyszedłem do ciebie. Potrzebuję grupy zaufanych przyjaciół, kogoś kto odważy się pójść o ogień i śmierć, jakby to powiedział poeta. Rozmawiałem już z Flotsamem.
-I co u niego? – zainteresował się mag. Elf Flotsam był jego przyjacielem od lat.
-Odszuka bliźniaków. Gdy się ze mną skontaktuje, wyruszymy po miecz. Dlatego też przybyłem do ciebie. Czy…- Nathan wyraźnie zawahał się- Czy będziesz nam towarzyszył?
Berdan uśmiechnął się. Zupełnie jak za dawnych lat, pomyślał.
-Przyjacielu – powiedział – Powiedz tylko ile mam czasu na spakowanie się.
Nathan uśmiechnął się. Nathan dostrzegł na jego twarzy wyraz ulgi.
-Krótki – odparł – Jutro musimy wyruszyć.

Resztę wieczoru mag i wojownik spędzili wspominając swoją starą przygodę. To właśnie w jej trakcie poznali Flotsama, elfiego podróżnika, oraz krasnoludzkich bliźniaków Donnenberg. Około północy mag udał się na spoczynek. Gdy Nathan spał Berdan pakował swoje rzeczy do starego plecaka. Kiedyś upchnął go w kąt i zapomniał o nim, aż dzisiejszej nocy przypomniał sobie gdzie go rzucił. Wrzucił zapasową koszulę, trochę suszonego jedzenia, wlał do bukłaka starego wina. Odgrzebał z szafy swój ciemnobrązowy, postrzępiony płaszcz, odnalazł stary kij. Przez resztę nocy patrzył w gwiazdy.


Ostatnio zmieniony przez Nathan dnia Czw 20:17, 14 Wrz 2006, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Nathan
Potężny
Potężny



Dołączył: 20 Kwi 2006
Posty: 321
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 4/5
Skąd: Płock

PostWysłany: Czw 20:17, 14 Wrz 2006    Temat postu:

Rozdział 1
Seria niespodziewanych zdarzeń

Nadszedł ranek. Słońce wstało oświetlając miasto i smukłą wieżę Berdana. W Teris panowała błoga cisza.
Berdan siedział przy oknie w swojej wieży. Jego umysł był pochłonięty analizowaniem zdarzeń poprzedniego wieczoru. Nie widział przyjaciela od trzydziestu lat, myślał że on nie żyje. Wszelkie plotki o jego rzekomym dotarciu do lasu Drass i o dotarciu do Yggdrasila traktował jako wymysł bardów. Od dawien dawna bowiem Drass był pilnowany przez dziwne istoty nie pozwalające nawet podejść do jesionu.
Do tego ta historia z mieczem. Co osobie myślał? Królowie nie oddadzą koron ot tak, tylko dlatego, że zobaczą kawałek stali i starą mapę. Co on do cholery wymyślił?
Spojrzał na wschodzące słońce. Powoli wstał i rozprostował się. Mimo iż miał blisko sześćdziesiąt lat, jego ciało wyglądało jakby należało do człowieka o połowę młodszego. Mag miał długie, brązowe włosy związane rzemieniem w koński ogon. Jego twarz była dokładnie ogolona, czoło wysokie, miał wyraźne łuki brwiowe. Do tego posiadał ciepłe, jasnobrązowe oczy.
Ludzie wzywając maga spodziewali się ujrzeć niskiego, chorowitego staruszka z przyrostem ambicji o wrednym charakterze, słabym zdrowiu, ciętym języku i poruszającego się o lasce.
Berdan był wysoki, lubił się śmiać, ręce zazwyczaj trzymał w kieszeni przez co nie mógł nosić laski.
Zostawała jeszcze sprawa jego ucznia. Młody Elastor miał szesnaście lat, od ośmiu był uczniem Berdana. Czarodziej praktycznie wychował go, gdyż rada przysłała go gdy tylko odkryto u niego talent magiczny. Wcześniej pracował na wsi, tam przypadkowo za pomocą magii spalił jakąś starą szopę. Berdan akurat nie miał ucznia tak więc rada powierzyła wychowanie chłopca jemu. Elastor był wysoki, dobrze zbudowany, miał długie blond włosy, wysokie czoło i stalowoszare oczy. Zawsze miał na sobie szaty ucznia, prostą ciemnobrązową tunikę rozciętą na boku aż do pachy, czarny pas ze srebrną klamrą, luźne czarne spodnie i skórzane, wysokie buty. Chłopak właśnie przeszedł mutację głosu w związku z czym jego głos nabrał męskich barw.
Z zamyślenia wyrwał go hałas dochodzący zza okna. Mag wyjrzał za nie. Przy bramie tłoczyli się ludzie. Na drodze wiodącej na północ tłoczyli się ludzie. Tu i tam było widać wóz. Ci wszyscy ludzie robili spory hałas.
Rozległo się pukanie do drzwi. Mag przerwał obserwację i otworzył je. Za drzwiami stał Elastor, wyglądał na zdenerwowanego. Jego twarz była bledsza niż zazwyczaj.
- Mistrzu – zaczął – Na dole czeka posłaniec od księcia Edmunda. Mówi że jego Książęca Mość cię wzywa.
Ruchem ręki Berdan zerwał swą szatę z wieszaka stojącego obok drzwi i narzucił ją na siebie. Jego uczeń podał mu pas z Orionem, sztyletem będącym symbolem jego urzędu jak i wzmacniaczem magicznym.
- Idziesz ze mną – rzucił mag.
Uczeń bez słowa skinął głową. Czarodziej szybko zbiegł ze schodów i ruszył do drzwi. Na dole czekał już Nathan, odziany w swój kaftan z mieczami przy pasie. Berdan zauważył że przy pasie miał dwa miecze, nie jeden jak poprzedniego wieczora. Ten po lewej stronie miał prostą, okręconą drutem rękojeść i niewielką gałkę na końcu. Nie posiadał żadnych zdobień. Drugi miecz miał lekko wygiętą rękojeść wykonaną z drewna pokrytego skórą. Długość rękojeści pozwalała trzymać miecz oburącz. Prócz tego przyjaciel założył na siebie ciemnoszary, znoszony płaszcz.
- Idę z tobą – rzucił krótko.
Mag tylko skinął głową. Nie widział powodu by nie brać ze sobą przyjaciela.
W przedsionku czekał posłaniec. Miał na sobie czerwono-niebieskie liberie z godłem księcia Edmunda na piersi – lwem i dwoma skrzyżowanymi mieczami na czerwonym polu z niebieskim obramowaniem. Posłaniec skłonił się w pas i rzekł:
- Mistrzu Berdanie, mój pan prosi cię o przybycie.
- Prowadź. – odparł krótko mag.
Posłaniec prowadził ich najkrótszą drogą do zamku. Wieża maga stała w mieście które wyrosło dookoła zamku rodu Pandarass. Oczywiście Berdanowi proponowano wielokrotnie by przeniósł się do zamku ale zbyt lubił swoją wieżę. Może nie była wielka, ale za to mag czuł się w niej dobrze, a na zamku ciągle ktoś by coś od niego chciał. Tak przynajmniej wzywają go tylko w ważnych sprawach.
Dopiero świtało ale zaciekawieni mieszkańcy wychylali głowy z okien by zobaczyć co się dzieje. Gdy tylko Berdan przechodził chowali się jednak w domach. Mag nie cieszył się przyjaźnią ludu. Prości ludzie nie rozumieli i bali się magii, a wszystkie winę za wszystkie swoje nieszczęścia zwalali na właśnie na magów. Jednak gdy sytuacja była ciężka, zaraz ich wzywano.
Berdan przyzwyczaił się do tego. Poza tym było kilku ludzi którzy lubili go mimo jego profesji. Książe Edmund cenił go jako przyjaciela a Allan, właściciel karczmy „Pod Pękniętą Tarczą”, lubił od czasu do czasu wypić z magiem.
Do zamku dotarli w kilka minut. Bez słowa wpuszczono ich za bramy a posłaniec poprowadził ich wprost do sali księcia.
Zamek był zbudowany z ciężkich kamieni, posiadał dużo wież i jedną bramę skierowaną na południe. Miasto miało oddzielne mury z czterema bramami. Ciężkie, szare kamienie nadawały zamczysku ponury wygląd, niemniej Berdan wiedział że miasto mogło bronić się długo i niemożliwe było zajęcie go z marszu. Książe Edmund inwestował duże sumy w unowocześnianie systemów obronnych miasta. Na kilku wieżach stały katapulty, a zarówno zbrojownia jak i spichlerz były pełne.
Sala księcia była dużą, kamienną salą. Po jej bokach stały kolumny a za tronem księcia na jednym końcu hali znajdował się wielki, piękny witraż przedstawiający płomienie. Środek pomieszczenia przecinał długi, czerwono-niebieski dywan. Posłaniec odszedł na bok Sali a Berdan ruszył dziarskim krokiem ku tronowi księcia.
Książe Edmund był stary, z tego co wiedział mag miał ponad siedemdziesiąt lat. Długie, siwe włosy wiązał w koński ogon, miał na sobie ciężkie, ciemnobrązowe szaty. Otaczał go wianuszek doradców. Berdan rozpoznał wśród nich Rafała, najmłodszego syna księcia. Wypatrzył też Barbiela, głównego kapłana Ramada w mieście.
Wystarczy powiedzieć że Berdan i Barbiel się nie lubili. Kapłan nie lubił maga ze względu na jego niezależność, zaś mag uważał kapłana za ograniczonego umysłowo kretyna.
Książe podniósł wzrok i dostrzegł Berdana. Natychmiast się uśmiechnął. On też nie lubił Barbiela.
- Berdan, przyjacielu – krzyknął radośnie – Dobrze że już jesteś.
Kapłan chrząknął.
- Panie, to nie czas na radość.
- Zważ na swe słowa – Książe spojrzał groźnie na kapłana – To mój zamek i ja tu decyduję na co czas.
- Ojcze – zaczął Rafał – Myślę że powinieneś powiedzieć Berdanowi o inwazji.
- Jakiej inwazji – zainteresował się natychmiast Berdan. Nathan zmarszczył brwi.
- Tydzień temu zdobyto twierdzę smutku. – rzekł książę. – Ci przed bramą to uciekinierzy.
- Kto to zrobił? – spytał mag. Ta wiadomość go zszokowała, gdyż Twierdza Smutku była najpotężniejszą twierdzą w królestwie.
- Uciekinierzy bredzą coś zabójczych cieniach. – prychnął Rafał – Doprawdy, co za brednie…
- Przyprowadźcie tu jednego z nich – rozkazał mag.
Książę skinął głową do dwóch strażników. Ci wyszli do Sali obok a po chwili wrócili prowadząc przed sobą młodą kobietę. Była ona niska, ciemnowłosa, z delikatną twarzą. U jej boku przy pasie kołysał się pusty jaszczur. Miała na sobie czarne, obcisłe spodnie, wysokie jeździeckie buty i luźną, brązową lnianą koszulkę. Poruszała się lekko i z gracją.
- Lady Samanta z Kruczego Dworu – powiedział Książe. – To ona dowodziła uchodźcami.
- Mistrz Berdan z Gildii. – przedstawił się czarodziej.
Kobieta skłoniła się lekko po czym odwróciła się w stronę księcia i rzekła:
- Wasza książęca mość wzywał?
- Mistrz Berdan chciałby cię o coś zapytać, pani. – odpowiedział książę.
- Nie, książę. Chciałbym coś zobaczyć.
- A to niby co?
- Czy byłaś pani świadkiem tego co zaszło w Twierdzy? – mag zwrócił się do kobiety.
- Widziałam co tam zaszło, panie.
- Pokarzesz nam to?
Kobieta zrobiła zdziwioną minę. Mag zwrócił się do księcia:
- Każ panie przynieść misę wody.
Książe tylko skinął głową do sługi. Ten wybiegł z Sali.
- Co zamierzasz ? – spytał książę.
- Chcę zobaczyć co tam zaszło. – odparł beztrosko mag.
- Jak ?
W tym momencie do Sali weszli dwaj słudzy, jeden niósł stołek, drugi misę z wodą. Ustawili to pomiędzy magiem a księciem. Berdan podwinął rękawy i zaczął inkantację. Jego głos nabrał dziwnej, nieziemskiej barwy, zdawał się przenikać mury. Oczy czarodzieja jaśniały lekkim niebieskim blaskiem. Wszyscy z Sali stali jak zamurowani, niezdolni do żadnego ruchu. Czarodziej skończył wypowiadać zaklęcie i woda zaczęła parować. Para zaczęła tworzyć dużą, zawieszoną na wysokości oczu maga chmurę. Następnie Berdan spojrzał na Lady Samantę. Spojrzenie przeszyło ją i w chmurze zaczęły pojawiać się obrazy. Początkowo były tylko serią pomieszanych obrazów ale po minucie obraz ustabilizował się. Wszyscy patrzyli.
Mur. Obrońcy walczą. Odziane w czarne szaty postacie wdzierają się na mury. Walka. Przeciwnik zręcznie atakuje, paruje zadawane mu ciosy. Spada mu kaptur. Ukazuje się ciemno-hebanowa twarz o czerwonych oczach i białych włosach.
Lady Samanta upadła na kolana łapiąc sięga głowę.
- Dość ! – krzyknął książę.
Berdan przestał. Ostatnim widokiem zanim chmura się rozwiała był sztandar z wizerunkiem smoka zjadającego własny ogon. Lady Samanta dyszała ciężko. Rafał pomógł jej wstać.
- Co to było? – spytał książę gdy para się rozwiała.
- To zdarzyło się w twierdzy – rzekł mag. – Mroczne elfy ruszyły.
- Nie żartuj, magu – prychnął kapłan – Mroczne elfy nie istnieją.
- Zamknij się. – rzucił krótko Berdan. Nie miał ochoty ani czasu kłócić się z kapłanem. Nagle do rozmowy wtrącił się Nathan.
- To były elfy z klanu Inis. – rzekł – To dziwne, bo z tego co wiem ten klan ma swą siedzibę daleko na północy i raczej nie interesuje się tym co leży na południu?
Książę spojrzał zdziwiony na Nathana jakby dopiero teraz go dostrzegł.
- Kim jesteś? – spytał – I co tu robisz? Straże !
- On jest ze mną – wtrącił szybko Berdan – To mój przyjaciel, Książe, zwą go…
- Nathaniel Perunowic – wtrącił szybko Nathan i skłonił się. – Przybywam z północy, o panie sporo wiem o tamtejszych ludach.
- Więc powiedz panie Perunowicu, czemuż to elfy miałyby atakować. – spytał książę.
- To długa historia – Nathan spojrzał na grupę doradców – I raczej nie wszyscy powinni ją usłyszeć.
Kapłan aż poczerwieniał ze złości. Jedna nie zraziło to Nathana który powiedział:
- Może mógłbym ci ją opowiedzieć panie w mniejszym gronie.
Książe, jako że nie był człowiekiem stwarzającym problemy wstał, poprawił szatę i wyszedł z Sali. Nathan podążyła nim, a zdezorientowany Berdan i jego uczeń uczynili to samo. Doradcy, po chwili konsternacji też ruszyli, bez przerwy wzywając „wasza wysokość, wasza wysokość”.
Jednak książę dziarskim krokiem doszedł do jednej z wież, wbiegł po schodach. Gdy tylko Berdan wszedł do pomieszczenia na jej szczycie, król zatrzasnął klapę w podłodze. W pomieszczeniu byli Nathan, Berdan, Elastor Lady Samanta i pan tego zamku. Oprócz tego pomieszczenie posiadało wygodnie wyglądające fotele, wielki stół pośrodku a na ścianach wisiały arrasy, przedstawiające różnych rycerzy i ich walki.
Książę rozsiadł się w jednym z foteli i nakazał im zrobić to samo. Gdy to uczynili zwrócił się do Nathana:
-Mów więc, Nathanielu z Północy, to czego nie mogłeś wyjawić mi na dole.
-Przede wszystkim, panie – rzekł wojownik – pozwól że się przedstawię. Zwę się Nathan Gabrinder.
Książę parsknął śmiechem.
- Znakomity żart.
- To nie żart – wtrącił Berdan.
- Chcesz mi powiedzieć – zaczął książę i wskazał palcem na Nathana – że ten człowiek to legendarny Nathan Gabrinder?
- Tak.
Oczy księcia rozszerzyły się ze zdumienia. W końcu nie co dzień widziało się kogoś, o kim bardowie śpiewali w karczmach.
- Spokojnie, książę – rzekł Nathan swoim chrapliwym głosem – Dzisiejszego dnia porozmawiamy o niejednej legendzie.
Nagle do rozmowy wtrąciła się Lady Samanta.
- A więc to prawda – rzekła – A więc Galarim mówił prawdę.
Nathan natychmiast się ożywił.
- Co powiedziałaś? Widziałaś Galarima?
- Jest razem z uchodźcami panie – rzekła Samanta – Do miasta wpuszczono tylko mnie.
- Nie widziałaś z nim Flotsama?
- Kogo ? – zdziwiła się kobieta.
Ale Nathan nie odpowiedział, lecz pogrążył się w dziwnym zamyśleniu. Milczenie przerwał książę.
- Miałeś opowiadać na najeźdźcach.
Rozmówca otrząsnął się.
- Ród Inis ma swoją siedzibę w Górach Popielnych. To daleko na północy, więc nie mogliby on zaatakować twierdzy. Musieliby przejść przez ziemię innych klanów, a one by na to nie pozwoliły. To musi być sprawka Morrtima.
- Kolejna legenda? – wtrącił książę.
- To nie legenda. Krzyżuję jego plany od lat. Ale nic nie zdziałam przeciw armii którą zwołał.
- Jakiej znowu armii?
- Orkowie, trole, gobliny. I inne istoty, starsze i podlejsze. I tu, książę, będę potrzebował…
Rozległ się huk. Książę podbiegł do okna wieży u zamurowało go. Berdan spojrzał mu przez ramię.
Północna brama była zniszczona. Olbrzymie, smokokształtne stworzenie pędziło główną ulicą, a wyłomem wlewały się nieprzebrane hordy wrogów. Mimo odległości Berdan widział błysk stali, biel włosów i ciemny kolor skóry.
Mroczne elfy przybyły.
Książę podszedł do klapy i otworzył ją.
- Zamykać wrota ! – krzyknął. – Wszyscy na stanowiska ! Ryglować wrota !
W pałacu wybuchnął rozgardiasz. Berdan, niewiele myśląc skoncentrował energię i rozłupał kawał ściany. Stanął na krawędzi. Pod nim rozciągał się widok na atakowane miasto. Mag wyjął sztylet i zaczął recytację zaklęcia. Runy na ostrzu broni rozbłysły oślepiającym blaskiem, wokół czarodzieja gęstniała magia. Mag zakończył zaklęcie ostrym akcentem i w stronę zniszczonej bramy poleciała rozgrzana do białości kula ognia. Łuk bramy nie wytrzymał uderzenia i zawalił się na wrogów. Rozległy się krzyki paniki ze strony najeźdźców.
Berdan zaczął znowu koncentrować energię.

Nathan biegł najszybciej jak mógł. Szybko minął korytarze i wybiegł na dziedziniec prowadzący do wewnętrznej bramy. Zaczął sypać lekki śnieg. Coś uderzało w bramę, wojownicy próbowali ją podpierać. Na murach panował tłok, mężczyźni w kolczugach, uzbrojeni w halabardy i łuki stali przerażeni, wpatrzeni w potwora atakującego bramę.
Nathan wbiegł po schodach obok murów i wyjrzał za blanki. Nie mylił się. Mroczne elfy sprowadziły bestię ze swych jaskiń i teraz chciały zdobyto miasto.
-„Czego one mogą chcieć, do cholery” – pomyślał Nathan.
Sięgnął ręką u wydobył zakrzywiony miecz. Srebrne ostrze broni odbijało światło słońca. Wywinął nim na próbę kilka młynków, stanął na blankach i skoczył na ziemię.
Mury miały dziesięć metrów wysokości. Ale dla kogoś, kto przeszedł taki trening jak Nathan było to nic. Odbił się lekko. Poprawił ułożenie miecza w dłoni i ruszył między domami w stronę bestii. Nagle zza rogu budynku wyszła dwójka mrocznych elfów. Spojrzeli zaskoczeni na wojownika. Ale ten nie dziwił się niczemu i skoczył na nich. Jednemu rozrąbał tętnice szyjną. Ciemnoczerwona, prawie czarna krew obryzgała mu twarz. Drugi zdążył zaatakować, lecz Nathan szybkim ruchem sparował wymierzony w niego cios. Wykonał szybki obrót by wzmocnić siłę swego ciosy. Ten padł błyskawicznie. Ostrze wojownika zagłębiło się w sercu mrocznego elfa. Nathan wyszarpnął je i przeszukał truchła. Na ich szyjach znalazł amulety ze znakami klanu Inis, dziesięcionogiego pająka uwięzionego w kole. Schował amulety do kieszeni i ruszył dalej.
Ze jest blisko powiedział mu coraz głośniejszy odgłos uderzania w bramę. Poprawił uchwyt na mieczu, oparł się o ścianę. Z kieszeni wyjął malutkie, drewniane pudełko. Otworzył je. Wewnątrz leżała malutka fiolka z ciemnego szkła, solidnie zakorkowana. Znajdujący się w niej płyn był koloru roztopionego metalu. Nathan osunął się na ziemię i uspokoił oddech. Zamknął oczy i jednym haustem wypił miksturę.
Czuł, jak płyn wędruje do jego żołądka, a stamtąd rozchodzi się po całym ciele. Lekkie ciepło, ledwo wyczuwalne. Płyn był mieszanką ziół z gór wulkanicznych i specjalnej wody, występującej tylko na północy w jaskiniach pełnych sporofitów. Oprócz tego było w nim wilcze zioło, śmiertelna trucizna. Śmiertelna, dla normalnego człowieka.
Dzięki swemu wieloletniemu treningowi i nabytej w jego czasie odporności dzięki tej miksturze mógł poruszać się szybciej. Jego włosy robiły się zupełnie białe, ale taka była cena.
Zza rogu wybiegł mroczny elf. Nawet nie zauważył jak Nathan znalazł się przed nim i skręcił mu kark.
Wojownik biegiem ruszył w stronę potwora. Gdy tylko tam doszedł zobaczył wielką bestię podobną do smoka. Ruszyło ataku.

Berdan ciskał piorunami ze swojego stanowiska. Jego uczeń koncentrował energię i przekazywał ją swemu mistrzowi. Szło im to sprawnie. Nagle dziwny ruch przy bramie rozproszył go. Wytężył wzrok. Bestia zaprzestała ataku na wrota i teraz walczyła z…kimś. Czarodziej ocenił że to nie może być człowiek. Żaden nie porusza się tak szybko. Skoncentrował się. Skupił magię, by ta pomogła mu widzieć co się dzieje w mieście. Zauważył że mroczne elfy nie są jedynymi atakującymi miasto. Ze wschodu nadciągała olbrzymia armia orków. Czarodziejowi serce stanęło.
-„Elysio – zaczął modlić się do patronki magów – miej nas w swej opiece.”
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Sesje Strona Główna -> Zwoje Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Strona 1 z 1

Skocz do:  

Możesz pisać nowe tematy
Możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001 phpBB Group

Chronicles phpBB2 theme by Jakob Persson (http://www.eddingschronicles.com). Stone textures by Patty Herford.
Regulamin